Choć to nie jest początkiem a kontynuacją turystyki przygodowej rozbudowanej o nowe aspekty podróży.
Z turystyką rowerową jest trochę tak, że jak raz złapiesz bakcyla, to przepadasz. Ja przepadnę jak pierwszy raz wsiądę do pociągu z całym tym mandżurem i zostawię auto w bazie, a potem w upale, kurzu, piasku potoczę się przed siebie. Choć te krótkie wycieczki w niewielkiej odległości od domu z hamakie lub namiotem cieszą, te dłuższe które odbywam w zestawie – auto wyprawowe z bagażnikiem rowerowym kręcą, autko stoi sobie w magicznym miejscu nad rzeką a zestaw jedzie do sklepu albo po wodę lub transportuje kajak. To wszystko powoduje – chcę więcej, dłużej i na 100% taniej.